- Kim jesteś? - wydusiłam z siebie. - Kim, do jasnej cholery jesteś!?
- Wzywałaś mnie. - odpowiedział zachrypnięty głos jakby echem.
.. Proszę, wróć do mnie! Kocham Cię.. Chcę, żebyś był przy mnie. Jeśli ty do tego nie doprowadzisz to ja to zrobię...
Przypomniały mi się te słowa i to co widziałam. Tak jakby ktoś kierował moim mózgiem.
Autostrada. Rozpędzone auta. Faktycznie kogoś wzywałam... Potem skok, ból głowy, jednak nie tak mocny, rozpędzona ciężarówka tuż przed moją twarzą, głośne trąbienie, potem ciemność.
- Powiedz jak się nazywasz? Skąd znasz moje imię. I gdzie jesteś? - obracałam się we wszystkie strony próbując dostrzec jakiegoś najmniejszego śladu.
- Nie zauważysz mnie dopóki tego nie zapragniesz. - odezwał się znowu.
- Chcę Cię zobaczyć! - jęknęłam z przerażenia. - Nie, właściwie nie. Nie powinno cię tu być!
- Więc mnie nie zobaczysz. - odpowiadał spokojnie.
- Nie chcesz. Za bardzo się boisz. Uspokój się.. - poczułam coś na ramieniu. Jakby ktoś położył tam rękę. Powinnam była zacząć wrzeszczeć na cały dom i uciekać stąd. Ale zostałam. Ten dotyk mnie uspokoił.
- Kim jesteś? - zapytałam jeszcze raz, tym razem bardziej opanowana.
Chciałam dotknąć miejsce, na którym czułam dotyk czyjejś ręki, ale nic nie poczułam.
Spuściłam głowę. Poczułam się głupio, albo to jest sen, albo po prostu oszalałam.
- Skup się.
Skupić się? Jak? Wracam do domu, nie wiem nawet za dobrze kim jestem, próbuję posłuchać muzyki kiedy okazuje się, że nie jestem sama. Na dodatek go nie widzę i może mi nie wiadomo co zrobić.
- Nic Ci nie zrobię. - odpowiedział na moje pytanie.
Zapragnęłam go zobaczyć. Dlaczego czuję się jak kompletna idiotka, stojąc tu, gadając z kimś, kogo nawet nie ma.
- Spróbujesz jutro. Powinnaś iść spać.
Cisza.
Pewnie go nie ma. Albo w ogóle nie było, tylko mój mózg wariuje.
Szybko weszłam do łazienki. Upewniłam się, że zamek jest zamknięty i wzięłam prysznic. Bałam się, że jak otworzę drzwi, ktoś na mnie naskoczy z siekierą. Boże, mogłam zadzwonić na policję. Ale co by było, gdyby uznali mnie za jakąś wariatkę i musiałabym z powrotem wrócić do szpitala..
Owinęłam się ręcznikiem. Powoli otworzyłam drzwi i rozglądałam się po pokoju. Nie ma tu miejsca, gdzie mógłby się schować. Drzwi od pokoju są zamknięte, mój nawyk. Więc tutaj nikogo nie ma!
Ogarnij się, Elizabeth, mówiłam do siebie w myślach.
Przeprałam się w piżamę i poszłam spać.
Biegłam.
Cieszyłam się wolnością. Cieszyłam się tym, co mam.
Wiatr muskał moją szyję i powiewał między moimi włosami.
Biegłam przez łąkę, uciekając przed moim chłopakiem...
- Boże! - wybudziłam się ze snu, krzycząc głośno. Miałam chłopaka. Nie, to niemożliwe. To tylko sen. Spojrzałam na godzinę. 2.12. Powinnam spać dalej.
Tym razem nic mi się nie przyśniło, spałam spokojnie. Obudziłam się bez wrzasków, nie ruszałam się. Myślałam o tym, co przydarzyło mi się ostatniego wieczora. Jeśli to była prawda, kim on był? Tak bardzo chciałam go zobaczyć, dowiedzieć się, kim jest. Rozejrzałam się po pokoju i... zamarłam. Obok mojego łóżka ktoś siedział. Byłam pewna, że to sen... kiedy rzeczy za nim zaczęły prześwitywać przez niego. Boże... co się ze mną dzieje? Utkwiłam w nim wzrok, mrugałam oczami ale on wciąż tam był. Łokciami opierał się o kolana a jego twarz schowana była w dłoniach. Myślał o czymś. Powinnam teraz zadzwonić na policję. Mam żywy dowód. Jednak nie mogłam się ruszyć.
Poczułam jak drętwieje mi ciało, kiedy uświadomiłam sobie, że jego oczy patrzą prosto na moje.
Oczy w kolorze ciemnej czekolady, prawie czarne, hipnotyzujące. Patrzyłam i patrzyłam, dopóki nie wstał. A co... jeśli to on? Ten z wczoraj?
- Widzę cię. - nie wiem czemu, ale wypowiedziałam te słowa na głos. Biegłam przez łąkę, uciekając przed moim chłopakiem...
- Boże! - wybudziłam się ze snu, krzycząc głośno. Miałam chłopaka. Nie, to niemożliwe. To tylko sen. Spojrzałam na godzinę. 2.12. Powinnam spać dalej.
Tym razem nic mi się nie przyśniło, spałam spokojnie. Obudziłam się bez wrzasków, nie ruszałam się. Myślałam o tym, co przydarzyło mi się ostatniego wieczora. Jeśli to była prawda, kim on był? Tak bardzo chciałam go zobaczyć, dowiedzieć się, kim jest. Rozejrzałam się po pokoju i... zamarłam. Obok mojego łóżka ktoś siedział. Byłam pewna, że to sen... kiedy rzeczy za nim zaczęły prześwitywać przez niego. Boże... co się ze mną dzieje? Utkwiłam w nim wzrok, mrugałam oczami ale on wciąż tam był. Łokciami opierał się o kolana a jego twarz schowana była w dłoniach. Myślał o czymś. Powinnam teraz zadzwonić na policję. Mam żywy dowód. Jednak nie mogłam się ruszyć.
Poczułam jak drętwieje mi ciało, kiedy uświadomiłam sobie, że jego oczy patrzą prosto na moje.
Oczy w kolorze ciemnej czekolady, prawie czarne, hipnotyzujące. Patrzyłam i patrzyłam, dopóki nie wstał. A co... jeśli to on? Ten z wczoraj?
- Wiem.
Zapadła cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- To... ty byłeś tu wczoraj?
- Tak.
Znów cisza. Powinien się wytłumaczyć, co tu robi.
- Jestem twoim stróżem.
Zatkało mnie.
- Jestem tu, by cię chronić. Wiem, że to dla ciebie trudne.. po tym co przeszłaś... ale to jedyne co mogę ci powiedzieć.
Nie rozumiałam tego. Miałam tyle pytań.
- Dlaczego nikt nie chce mi nic mówić?
- Wiem, co czujesz. Ja.. ja chcę Ci tylko pomóc. Chcę, żebyś wiedziała, że ja zawsze będę przy tobie.
Otworzyłam usta zszokowana. Jeszcze nigdy nie słyszałam czegoś takiego. A przynajmniej z tego, co pamiętam.
- Jak.. jak się nazywasz?
- Jack.
Jack... Jack...
Jack! Obudź się...
Jack!
Jack. Powtórzyłam to imię po cichu. Coś mignęło mi w głowie... próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek co mogłoby być związane z tym imieniem, a także przyglądałam mu się jak patrzył z nadzieją. Jedyne, co sobie przypomniałam, to wołanie jego imienia. Nie wiem, czy to ja wołałam.
Nie, nie znam nikogo o takim imieniu. Spuścił głowę, jakby czytał mi w myślach.
- Coś się stało? - dlaczego w ogóle mnie to interesowało.
- Nie. Wszystko jest okej. - Znowu... Cholera, ktoś to już mówił. Kiedy?
- Nie martw się. Wkrótce sobie przypomnisz.
- Czy Ty.. - chciałam rozluźnić atmosferę - czytasz mi w myślach? - zapytałam na co kąciki jego ust uniosły się do góry. U mnie także.
- Tak. - Uśmiechnęłam się do niego, rozbawiona nawet nie wiem czym, zanim uświadomiłam sobie co powiedział.
Co?
- Nie mówisz poważnie?
- Mówię poważnie. - jego twarz faktycznie nie wykazywała żadnego rozbawienia, czy chęci zrobienia mi żartu.
- Okej. - Nie to nie jest okej, pomyślałam.
Spojrzałam na niego. Nie mogłam powiedzieć, że nie był przystojny. A szczególnie kiedy się uśmiechał. Był naprawdę ładnym, dobrze zbudowanym... co jeśli on naprawdę czyta mi w myślach?
- Nie przestawaj. - powiedział do mnie a ja zrobiłam się cała czerwona.
- Jesteś głupi.
Przez chwilę nastąpiła cisza a potem obaj zaczęliśmy się śmiać.
Co ja robię? Dlaczego się śmieję? Obcy facet, niby mój stróż, siedzi w moim pokoju, na dodatek czyta mi w myślach, a ja się śmieję?
- Czy... ty jesteś tu naprawdę? - pytam, bez zastanowienia.
- Nie jestem już człowiekiem... - przerwał, spuszczając głowę w dół.
- Że co proszę?
- Ja... jestem tylko duchem.
- Żartujesz? - zaśmiałam się sarkastycznie. - To wcale nie jest śmieszne. Mam tego dość. Nikt mi nic nie mówi! Skoro jesteś duchem, dlaczego cię widzę?
- Moja mama cię tu przysłała, prawda? Z tą zabawną historyjką, żeby umilić mi czas, tak?
- Nie.
- To co się do cholery dzieje? Dlaczego cię widzę skoro jesteś duchem? - po wypowiedzeniu tych słów zaczęłam się śmiać z samej siebie. Co ja gadam? Jaki duch? Pokręciłam głową, niedowierzając własnej sobie. Spojrzałam na niego i zobaczyłam jego czerwone oczy.
- J.. Jack? - Stał przede mną ze spuszczoną głową a w oczach zbierały się łzy. Widziałam jak chciał je ukryć.
- Przepraszam... - szepnął i zniknął mi z oczu.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ